czwartek, 20 stycznia 2011

Szczęście "głupiego" czy co?

     Hej. Dzisiaj znowu tylko krótki wpis bo nauki naprawdę sporo i wcale nie widać by coś poszło do przodu :/ Jutro kolos, w sobotę (!) dwa, niedziela się ostała wolna, ale będę chciał nagrać obiecany sobie filmik (tak tak, dalej nic nie nagrałem, choć kolega mówi, że będzie w niedzielę a wtedy nie mam wyjścia) i oczywiście dalej się uczyć na następne koła/examy.
     Dzisiaj przybył do realizacji zakład z kolegą, tym razem coś z nowej działki, którą też będę realizował, zwanej "kontakty towarzyskie", więc dopisujemy go do listy celów. Co to było oraz wyniki podam za tydzień, kiedy to będę chciał to zrobić.
Jeżeli wygram, to podwójnie :)
     Tytuł postu nawiązuje do ciekawej sytuacji na uczelni, która mnie dzisiaj spotkała. Już piszę co to było...

   Jak nadmieniłem tutaj studiuję dwa kierunki, oba dziennie. Szczęśliwie na jednym mam w tym roku praktycznie większość ocen przepisaną, więc w ciągu semestru nie chodziłem na zajęcia. Wiadomo, że kiedyś ten znienawidzony przez studenta okres nazywany "sesja" musi nadejść, to pomyślałem, że tak profilaktycznie pójdę na przedostatni wykład z pewnego przedmiotu, z którego akurat mam za tydzień egzamin.
Przychodzę i zastaję ludzi ubranych po "sesyjnemu". Zonk. Kiedy w końcu znalazłem jakąś znajomą twarz okazało się, że... zaraz będzie egzamin. Nosz k*rwa mać. Ładnie. Kilka lat studiuję, ale tego jeszcze nie miałem. Ja wiem, że moja wina bo mnie ponad 3 miecha na uniwerku nie było, no ale tego się nie spodziewałem.

Dalej sprawy potoczyły się szybko:
- na ok. 130 osób na sali ok 10 zostało zwolnionych z bdb za zrobione referaty, tyle samo za obecności na wykładach,
- następne kilkanaście zwolnione z db za częściową obecność na wykładach,
- propozycja od prowadzącego: kto chce ocenę wyższą niż 3 niech zostanie, reszta niech do mnie podejdzie to wstawiam 3 - tym sposobem wyszło z sali 80 osób.
Zgadnijcie co ja mogłem zrobić w tej sytuacji :-) Dokładnie. Zostałem! Pomyślałem sobie, że nie mam nic do stracenia, bo miał być test. Chytry lis nauczony doświadczeniem (znajomi mieli ten przedmiot kilka lat temu) wiedział, że prowadzący przedmiot jest fajny, gdyż daje dużo dobrych ocen. Chętnym nie da mniej niż 3 nawet jakby im nie poszło. I tak nie mam pojęcia co było na tym przedmiocie, przynajmniej sobie postrzelam ;-))
Jaki był wynik mojego eksperymentu - na 12 osób piszących 4 dostało po bdb, 4 po db+ a reszta db. Zgadnijcie, w jakiej grupie był LCL hehe. Wiadomo - moja taktyka okazała się bardzo dobra. :-D

   Osobiście wiadomo, cieszę się, choć szczerze mówiąc nie wiem czy jest to powód do dumy z naszego szkolnictwa. W sumie kto mówił, że życie jest sprawiedliwe? Każdy kto studiował w naszym kraju wie jakie cyrki się tu dzieją. Bynajmniej nie żałuję.
To tylko mały, raczej "zapchajdziurowy" fakultet.

     A oto moje małe wnioski z dnia dzisiejszego, z którymi chciałbym się podzielić z osobami ambitnymi:
- nigdy nie poddawać się, nawet jeżeli sytuacja wygląda na beznadziejną - ba, wtedy może być tylko lepiej!
- korzystać z doświadczenia swojego i innych - nie powtarzać czyichś błędów a korzystać z pozytywnych wydarzeń
- być pozytywnie nastawionym do wszystkiego - jeżeli sam nie wierzysz w wygraną to nic Ci nie pomoże.


     Na zakończenie filmik, który polecam wszystkim studentom (i nie tylko) do małego podbudowania się w czasie sesji egzaminacyjnej:



Do niedzieli, pa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz