środa, 9 marca 2011

Heeeeeej tyyyy zbóójuuuuu! ! !

     Witam po trochę dłuższej przerwie. W tym czasie jednak dużo się działo stąd i post będzie pewnie trochę dłuższy niż zwykle. Najważniejszą sprawą było moje uczestnictwo w pewnym bardzo fajnym projekcie Personal Development Trip. Założenie było takie, by w jednym miejscu zebrać kilka(naście?) osób, odwiedzić nasze piękne góry, naładować przy tym akumulatory dzieląc się doświadczeniem i pomysłami. Moim zdaniem zadanie zostało jak najbardziej spełnione. Już piszę więcej szczegółów, obowiązkowo o moim "małym kroku dla człowieka", jak to pisałem w poprzednim poście. Na upartego można się było domyśleć o co mi w tym chodziło :) Już pokazuję:

     Tylko czekałem, kiedy będę miał możliwość pojechać do Wawy lub Zakopca na bungee. Zrobić ten jeden krok, przełamać swój strach, bo podobno na szczycie wesoło nie jest. Prawdopodobnie najwyższe w kraju, bo 90 metrowe dźwigi czekały na mnie ;-) Jak zobaczyłem, że PDT odbędzie się w Zakopanym wiedziałem już co chcę zrobić :D Tak tak tak! Skoczyłem na bungee!!! Yeaaaaah! Zrobiłem to, na co od dłuższego czasu maiłem wielką ochotę!  Skoczyłem właśnie z tego dźwigu widocznego na powyższym zdjęciu.
     Tu już fotka ze mną w roli skoczka :)


   Każdemu polecam tę formę sprawdzenia się z własnym strachem. Przyznam szczerze, że jak sobie wyobrażałem ten skok wcześniej, z wysokości dywanu w pokoju, to całość wyglądała dużo prościej hehe. Drogi Czytelniku uwierz proszę, trzeba samemu wznieść się kilkadziesiąt metrów nad ziemię i to poczuć. Pamiętam, że po 2-3 sekundach wznoszenia się dźwigu już zrobiło się dziwnie wysoko. Każdy z nas, skaczących, miał to samo wrażenie! Aż się chciało powiedzieć: ej ej, starczy, mogę skakać już z tej wysokości! Ale nie, dźwig ciągnął niemiłosiernie małą, dygoczącą się kabinkę z jeszcze bardziej rozklekotanym skoczkiem wyżej i wyżej :-) Sam wjazd na sam szczyt trwał prawie 1,5minuty, a tam, na domiar złego, czekał już na mnie STRACH :P Pamiętam, że chciałem pana z obsługi zająć jakimiś pytaniami, mając cichą nadzieję, że zapomni po co tu jesteśmy i po prostu zjedziemy sobie z powrotem. Nic z tego, kilka chwil na podziwianie widoków i trzeba skakać. Powiedziałem obsłudze, że nie chcę skakać po odliczaniu, tylko sam wybrać dobry dla mnie moment. Niestety - nie ma dobrych momentów na skok! Spojrzałem w dół kilka razy bo tak sobie obiecałem, ale przy okazji  pogorszyło to mój stan psychiczny. Krótki tekst do pana: "To co, skaczemy chyba, nie?" i hop, odbicie do przodu i już lecę! Sam lot to coś wspaniałego, choć bardzo krótkiego - tylko świst w uszach i ten widok zbliżającej się ziemi... Na dole nie ma jakiegoś szarpnięcia liny, wszystko idzie gładko. Klatka zjeżdża a ja ciągle latam w powietrzu. Dotykam materaca, jestem szczęśliwy, że to zrobiłem, że przełamałem swój strach i "po prostu" skoczyłem!
Przyznam, że napaliłem się trochę na inne fajne miejsca, które znalazłem tutaj. Trzeba będzie je chyba dodać do mojej listy :-)

Moje małe rady dla przyszłych szkoczków:
- jeżeli masz słabą psychikę, ale chcesz skoczyć to jednak wybierz niższy dźwig a nie te 90metrowe kolosy...
- jeżeli chcesz skoczyć to... skacz - nie gadaj z obsługą i przede wszystkim nie analizuj i nie myśl - przyjechałeś/-łaś tu chyba by skoczyć a nie zjechać na dół;
- łatwiej jest chyba skoczyć korzystając z komendy "3-2-1 bungeee!" a nie decydować samemu - stoisz na górze dłużej, a z każdą sekundą jest coraz gorzej;
- skorzystaj z toalety przed skokiem ;-)
- lina się nie urwie i jesteś dobrze przypięty, nie trzeba pytać o to 10 razy ludzi z obsługi;
- upewnij się, że masz trochę kasy - sam skok to 120zł, za granicą 200 i więcej.

   Jestem bardzo zadowolony, że na skok zdecydowała się cała męska część ekipy (ok, oprócz jednego kolegi, który skok już miał za sobą)!
Panowie, to była przyjemność skakać z Wami!

     Nie byłem w Tatrach jeszcze w zimie, dlatego jestem zadowolony, że jednym z punktów programu było wyjście w dolinę Białego. Widoki po prostu cudowne! Sam zresztą zobacz (zdjęcia robiła Magda, uczestniczka tripu):





Ścieżka na ostatniej fotce nie wygląda na trudną. Nic bardziej mylnego - było bardzo ślisko, nie dało się zejść z tej trasy na nogach, cała ekipa zjeżdżała na tyłku/butach :-)

     Najprzyjemniejsze były wieczory. Całą grupką zasiadaliśmy sobie w pokoju przy piwku i przekąskach i rozmawialiśmy - pierwszej nocy tematem przewodnim były podróże, drugiej - prokrastynacja. Nie były to jakieś wykłady jednej osoby, każdy brał udział w dyskusji i wtrącał swoje trzy grosze, co czyniło to wymianę zdań bardzo interesującą. Obgadaliśmy masę tematów i na przeszkodzie tradycyjnie stanął nam czas. Na pogadankach zlatywały grube godziny.
     Ostatniego dnia o 5 rano wybraliśmy się podziwiać wschód słońca ale żeby nie było tak dobrze jak w poprzednich dniach (super pogoda, masa słońca), to trochę chmur się pokazało, co jednak wyprawy nam nie zepsuło.

     Dziękuję wszystkim za miło spędzony czas i ogrom fascynujących dyskusji! Mam nadzieję, że te spotkania okażą się cykliczne - taka dawka inspiracji i motywacji przyda się każdemu!


     Zmienimy teraz trochę temat i wrócimy do bloga:
mam potwierdzenie wysłania przelewów dla moich pierwszych obserwatorów, którymi byli: Marcin, Marek i masteringame. Kwota troszkę wyższa niż pierwotnie planowałem, ale to z racji lekkiego rozgardiaszu w pokoju, który powstał wczoraj, dzisiejszy dzień też nie jest lepszy, więc by się nie bawić w powtórne przelewy u znajomych pozwoliłem sobie dodać od razu karę za 'bajzlowatość pokojową'. Jako, że ciągle się rozwijam ja i moje pomysły, to będę też optymalizował warunki prowadzenia bloga. Dzisiaj o wypłatach - czasu ciągle nie mam w nadmiarze, dlatego wypłaty będę prowadził prawdopodobnie co miesiąc - będzie mi najwygodniej wysłać. Mi, ponieważ nie będę się już bawił w wysyłanie przelewów przez znajomych. Pal licho anonimowość, "sami swoi"... Dlatego jutro zabieram się za sprzątanko, bo mi leci kasa i pod koniec miecha wypłata i tak szykuje się dla tightrope artist, maju:) i Bartek... Ehh...

     Do obserwujących dołączyli organizatorzy PDT i bardzo mi z tego powodu miło. Blog Bartka przeglądałem od prawie 1,5 roku a Michała dostrzegłem dopiero ostatnio. Osobiście z Barka bloga wyniosłem dużo, dzięki niemu zainteresowałem się tematyką i zdałem sobie sprawę, że moje życie może być lepsze. Skoro pomogło to mi, może pomóc i Tobie. Zerknij w wolnej chwili na obydwa blogi, szczerze polecam!
     Ostatnia sprawa na dziś: wciąż nie zrobiłem listy wszystkich postanowień na jednej kartce, takiego wykazu dziennego moich przyjemnościo-obowiązków. Daję sobie czas do niedzieli na przygotowanie tego, dokładam karę dyszki/osobę i to ma mnie dosłownie zmusić do zrobienia tego, bo póki co postanowienia realizuję ale chciałbym je mieć w jednym miejscu i pokazywać tu na blogu w podsumowaniu miesięcznym, wtedy też podliczałbym ewentualne kary. Hmm pamiętaj Czytelniku, staram się wypełniać moje cele więc nie licz na dużo. Mam nadzieję, że ta moja pierwsza wypłata była tylko wypadkiem przy pracy...


     Pozdrawiam Cię serdecznie, do usłyszenia w niedzielę!

P.S. tytuł postu stał się hasłem przewodnim naszego wyjazdu; niewtajemniczonym polecam pojechać na szczyt Gubałówki i odnaleźć młodego górala ;-)
P.S.2 cholera, muszę się nauczyć wcześniej zacząć przygotowywać posty, bo coś czuję, że niedługo znowu wdupię trochę kasy za niezrealizowanie pisania postu na czas, widzę, że się ledwo teraz wyrobiłem...

4 komentarze:

  1. Co do skoku, nie odważył bym się. A stojąc tam na górze to mi się by takie słowa przytoczyły do bani http://www.youtube.com/watch?v=YBHkUPUIgdY ;)

    Bym się zastanowił czy ja chcę czy kolega. A Ty chciałeś i postąpiłeś jak należy. Teraz masz się czym pochwalić lub będzie co wspominać na łożu śmierci bo to nie przeciętny wyczyn jest :D

    Pozdro :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za miłe słowa! A utwór ciekawy :-) Pewny jestem tylko, że nie można go słuchać przed skokiem ;)
    Oj zgoda zgoda, że będzie co wspominać, to był ciężki moment ale przełamałem się i "będzie co będzie!". Jak widać jest dobrze.

    Marcinie, są na świecie dosyć niskie (40m)i bardzo przyjemne miejsca gdzie można sobie skoczyć, polecam Ci kiedyś zmierzyć się z samym sobą!

    OdpowiedzUsuń
  3. o kruca !! nie wiedziałem, że bungee jest w zakopcu !! i do tego takie gigantyczne!! to świetna wiadomość bo mam tam rodzinkę i przy najbliższej okazji skoczę:):) raz chciałem skoczyć jak było w moim mieście (50zl - wysoki na ja wiem? z 8 pięter, raczej pikuś) ale nie miałem kasy przy sobie, stwierdziłem, że jutro, a na drugi dzień już nie skakano, no ale może i lepiej bo miałem wtedy z 15 lat a to nie było chyba zbyt pro...chociaż raczej wszyscy przeżyli:) no to jest kolejne marzenie:) dzięki za info!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ano ano ano! :D Aż zazdroszczę tej rodzinki w Zakopcu, super sprawa mieć takie miejsce wypadowe w góry, jakby nie było..
    Bungee zawsze muszą być pro, nie wyobrażam sobie żeby ktoś coś zorganizował ot tak sobie i by to przeszło bez echa.
    Fajnie, że kolejne marzenie idzie do listy! Gratuluję Ci! Daj znać jak kiedyś skoczysz, powiedz jak było i czy jesteś wyjątkową osobą która się nie bała jako jedyna ;) ehh, jak sobie przypominam tą wysokość to aż mnie ciarki przechodzą!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń